środa, 6 listopada 2013

Rozdział 5.

        Ja zwariowałam. On chciał zrobić mi krzywdę a ja go chce ratować.
  -Wołałaś o pomoc. To pomagamy - odparł jeden.
 - Ale..
 - Wiem o co chodzi.. Chłopaki zostawcie go! Koniec! Ej, przestań!
    Nie wiem czemu ale twarz tego kolesia wydaje mi się znajoma. ten głos. Tak to musi być on. To jest kolega moich braci. To Michał.Tak wiem to na pewno.
  -Chłopaki idźcie już. Zaraz do Was przyjde - powiedział gdy Kuba odszedł na bezpieczną odległość.
  -Chodź - rzucił w moim kierunku. Ruszył w stronę odjazdu autobusów. Nie ruszyłam się z miejsca.
 - No chodź Amy, nic ci nie zrobie. Znasz mnie. Po za tym jak bym Ci coś zrobił to mam przesrane u chłopaków - wzdrygnął ramiona lekko się śmiejąc. Wolnym krokiem ruszyłam w jego kierunku.
- O której masz autobus? - spytał.
 - A która jest?
 - 20:57.
 - To jak się pośpieszę to zdążę - odparłam i rzuciłam się biegiem w stronę autobusu, który już czekał. Zatrzymałam się.
 - Dziękuję.
 - Nie ma sprawy. Leć bo Ci ucieknie - wskazał na autobus.
 - Narazie - rzuciłam.
 - Pa.
       Siedząc w autobusie widziałam jak Michał idzie w kierunku swoich znajomych. Już po chwili zobaczyłam Kubę, który siedział na ławce z głową zwieszoną w dół. Podczas drogi autobusem, cały czas zadręczały mnie pytania. Dlaczego on chciał zrobić mi krzywdę? Wydawał sie być naprawdę fajnym kolesiem. Umie zakręcić wokół siebie laske. Umie czarować Czaruś od siedmiu boleści cholera! Musiałam to być ja?
Cały moje życie jest do kitu. W szkole Wojtek, a tu Kuba.Sami popaprańcy!



         Nawet nie wiem jak znalazłam się na przystanku w sąsiedniej miejscowości. Oczywiście pomyliłam peron. Wybrałam numer do Damiana. Odebrał po drugim sygnale.
 - Hej! - przywitał się - Rozumiem, że mam przyjechać?
 - Yhm.. - rzuciłam do słuchawki.
 - Amy? Jesteś tam? - pytał lekko zdenerwowany.
 - Tak - wydukałam przez łzy, które zaczęły mi spływać po policzkach.
 - Będę za 5 minut.
 - Damian? - powiedziałam podniesionym głosem.
 - Tak?
 - Pomyliłam autobusy..
 - Ok. Wiem gdzie jesteś. Zaraz jestem.
 - Jedź ostrożnie.
 - Nie martw się. Już wsiadam do auta. Czekaj na mnie.
   Rozłączył się. Schowałam telefon do kieszeni spodni. Ruszyłam wolnym krokiem w stronę, z której już po chwili wyjechał samochód Damiana. Jechał szybko..
 - Jestem już - powiedział i podszedł bliżej.
 - Miałeś jechać ostrożnie - przestrzegłam go.
 - No przecież jechałem ostrożnie - podszedł blisko mnie i zobaczył moją zapłakaną twarz.
         Nie powiedział nic. Chłopak tylko podszedł do mnie i przytulił. Tego potrzebowałam.
 Mieć świadomość tego, że jednak dla kogoś coś znacze. Że chociaż ktoś przejmuje się tym, że coś jest ze mną nie tak.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz